Strona:PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu/199

Ta strona została przepisana.
191

On rzucił innych bez porady,
W godzinę śmierci nie pośpieszył.
A tyś nie słuchał jej modlitwy,
Opuścił Adę, na głos bitwy
Za sławą pomknął, za marnością!...
Przyjąłeś dzikie te gonitwy,
Wzgardziłeś cudną jej pięknością!...
Zalega pole cisza głucha,
Przemknęły wojska i sztandary,
I tylko krwawych ciał bez miary
Potratowanych lub bez ducha!...
Lecz gdzież jest Anioł pocieszenia?...
Gdzie goniec raju i wieczności?
On w służbie ziemskiej namiętności
I nie pocieszy ich cierpienia...
Już słońce nizko... Ada czeka!...
I niema jego... czas ucieka!

Ze szczytu górnej swej wyżyny
Już Ada schodzi do doliny:
Wśród trupów brodząc — ledwo dyszy,
I jak w niewinnym, w czas przed kaźnią —
Nadzieja walczy w niej z bojaźnią,
Własnego serca tętno słyszy.