— «A ty co, bratku?... To krzywda ci w mięsie?
To ty tu sobie urządzić chcesz jatki?
A wstajesz mi ty?... Po takim ci kęsie
Pies przez chałupę nie puści do matki!...
Wstawaj, bo zduszę do ostatniej pary...
A ty, złodzieju, oddawaj talary!»
Chłop Horodzieja znał. Z stron jednych byli
I razem uszli z tęgiego opału[1].
Więc się w nim zaraz ten impet przesili,
Głowa odejdzie z onego postrzału[2].
Targnął się, zaklął w pień[3], alić po chwili
Rąk zwolnił, splunął i wstawał pomału,
A choć, jak niedźwiedź, otrząsał się, fukał,
Łba spuścił, niby że to czapki szukał.
A łyczek leżał, ot, prosto bez ducha.
Nie wiem, czy zamdlał tak, czy pory czekał.
Aż go tam jeden kopnął; więc się brzucha
Własnego chwycił i oczy powlekał,
A choć mu gębą pociekła zła jucha,
Porwał się — i jak szczur rowem — uciekał,
Trzosik po drodze puściwszy i karty.
Horodziej głową trząsł, na kiju sparty.
— «Oj źle, oj źle to będzie z nami społu,
Kiedy wy takie dajecie naczęcie[4]
Tej naszej drodze! Juże nam do dołu
Iść, nie żaglować pod żaglem w okręcie.
Oj, nie umiecie szanować Żywiołu!
Ukróci on was i zgubi w odmęcie...
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 042.jpg
Ta strona została skorygowana.