Bo człowiek, z dolą choć wyjdzie na harce,
Nierad się chmielem bez tyki kolebie,
Lecz wnet się wiąże do kupy drużyną,
A osamiałe[1] ptaki prędko giną.
Więc albo jak tam szły ziemie pobliżem,
Albo jak biedą swoją kto graniczył,
Tak my się jednym pisali już krzyżem.
A zaś Horodziej nad nami ławniczył[2],
Najwięcej ludu przybużnym szło niżem,
Choć inszych teżby niemało naliczył.
Jeden borową żywicą, a drugi
Zalatał skibą, gdy ruszą ją pługi.
Więc Łuć Ostańczuk, więc Bandys chłop tęgi,
Dobry na zimno, dobry na gorąco,
Więc Pietr Zagajny, co nic prócz siermięgi
Nie wyniósł z chaty w tę drogę ciekącą,
Więc Ziąba Wawrzon, co garść miał, jak cęgi,
A skórę srodze do łupnia[3] świerzbiącą,
Więc Łuka, Bugaj, więc Kos, więc Sołoda...
Co liczyć?... Naród płynął, tak jak woda.
Jeden, to drugi, dym z fajki wydmucha,
Podeprze brody i patrzy przed siebie...
A wkoło ślepy szum i ciemność głucha,
Okręt się morzem, by piachem wóz grzebie.
Tom poczuł wtedy, jak światem Bóg rucha
I jak go w onych biegunach kolebie,
To w śmierć, to w żywot, a nigdy nie zmyli...
Insi milczeli takoż i knastr[4] ćmili.
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 058.jpg
Ta strona została skorygowana.