Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 073.jpg

Ta strona została skorygowana.

Czasów, co wojnę prowadzą w swe ślady,
Aż spadnie prędce na ziemię, w stugwarze
Trąb, kotłów, bębnów i harmat, i mieczy...
Ale Horodziej stary temu przeczy.

Ten siwą głową, jako bocian, kiwa,
Aż rzecze: — «Jeszcze... jeszczeć to daleko!
A z temże wojskiem, to znowu tak bywa:
Gdy Bóg ma litość na krwie te, co cieką
Z narodów, to sam batalje odgrywa,
Z archanielskie pułki się tam sieką,
Żeby spokoić tę ziemię, co krzyczy
O krzywdy swoje, nim zegar doliczy.

Więc nie na przestrach to i nie na wojnę,
Lecz na znak, iże czekać jeszcze trzeba,
Takie się bitwy czynią, takie zbrojne
Rycerstwo wali precz pośrokiem nieba,
Iżby się lasy rozwiły spokojne,
A pola ciche iżby dały chleba,
A ten skrzywdzony iżby się posilił,
I pewną rękę miał i zaś nie zmylił.

A jak czas przyjdzie, to Pan Bóg tam zwoła
Te duchy: — «Chcesz iść ty, albo ten drugi?»
To ów: «Chcę, Panie!» — To Bóg zjaśni czoła:
— « Tak dawał oba skrzydła, a idź w sługi!»
To taki składa skrzydła archanioła,
Kapotę bierze, krakuskę, miecz długi —
I — « Na koń, wiara!... Jezus Marja! Ze mną!»
T wtedy czas jest! A pierwej — daremno».

Zamachnął ręką na roczne powietrze
I odszedł. A nam w piersiach war się ostał,
Jak kiedy człowiek na pięście się zetrze
Z taki, co krwi mu serdecznej zachłostał[1].

  1. Zachłostać — zamącić, napsuć