Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 104.jpg

Ta strona została skorygowana.

Zagrały echa. Szedł naród wsłuchany
W muzykę wietrzną, co głosy udaje.
Zrazu się pędem trąciła o ściany
Skał, zaś odbita o świata okraje,
Wróciła, wpadła w jar, jako w organy,
Grzmi, huczy, zaczem wzdychając — ustaje
I w cichość spływa pod niebem wysokiem...
Więc chrząkną chłopy i ruszą się krokiem.


II.


Droga nam w góry poszła. Wąska szyja
Pomiędzy skały kręciła się jarem.
Trudno tam nogą próbować bez kija,
Bo kamień luźny, obrosły wiszarem[1]:
Ledwo go chybniesz, z posady się zbija
I leci w przepaść, nakrytą oparem,
Z którego syczą źródliska, jak węże,
A żaden dna tam ni gruntu nie sięże.

Więc ten podolny lud wielkie miał dziwo,
Właśnie, jakoby świat poszedł na nice...
U nas chłop sterczy naokół nad niwą,
O czapę całą nad żyta, pszenice,
O staje widać sukmanę tam siwą
Skróś pól, skróś łęgów, po boru granice;
A tu się ziemia wybija nad człeka:
On wdół, a ona pod niebo ucieka.

Tubym rad piórkiem złoconem malował
One to farby i kształty dziwaczne...
Te pnie obrosłe, leżące napował,
Te piętra skalne, pod chmury aż znaczne.

  1. Wiszar — zielska czepne, zarośl, wikle.