Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 123.jpg

Ta strona została przepisana.

Stęknął Pietr Bandys, iż zdjął go żal srogi,
Stęknęli insi, pojrzawszy po niebie...
Lecz Maciek Tatar powstawał na nogi:
Ten rzadko gadał, a zawsze w potrzebie.
— «Głupi — rzekł — leci, a patrzy, dość[1] drogi
W pozad ma. Mądry zaś patrzy przed siebie.
Radby chłop światu, ino żeby jaszczem[2]
Jagły nosili za nim, abo z barszczem!

Za szyszkę[3] u mnie, i nawet nie za to,
Kto się w pół drogi swej puszczać chce sprawy.
Dwa razy traci, kto płacze nad stratą,
A kto wyciąga źdźbła, ten nie ma trawy.
Czas cierpliwemu dokłada łopatą,
A zbytni pośpiech ma worek dziurawy.
Dobreć są ręce, do pracy gdy skore,
Lecz i słonina wadzi, jak[4] nie wporę.

Czekać, to czekać! A cóż ty, człowieku,
Inszego robisz od rodu[5] na świecie?
Z małości — czekasz lat swoich i wieku,
O którym nie wiesz, czy dojdzie ci w kwiecie;
Zaś czekasz, ćwieka wbijając po ćwieku
W ostatni dom twój, czy rychło cię zmiecie
Śmierć pierworodna. A noc i zaranie
I żywot cały — co?... na grób czekanie!»

Mówił tak zwolna i kijem w polano
Uderzał, które wypadło z ogniska,
I dusił iskry. Aż głownię obraną
Ze złotych kwiatów, jakiemi żar pryska,
Kopnął, wbił w popiół, i choć już strzaskaną
I czarną, jeszcze ją butem przyciska,

  1. Dość (gw.) — ile.
  2. Jaszcz — jasło, słój drewniany.
  3. Za szyszkę — za nic.
  4. Jak (gw.) — jeżeli.
  5. ...od rodu — od urodzenia.