Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 137.jpg

Ta strona została skorygowana.

I kręci szyją w tej siwej kapocie,
Taśmami szytej, i patrzy w okienko,
Aż mu źrenice stanęły w łez złocie...
Więc tabakierki dobył, puknął w denko,
Pociągnął rzemyk, zażył. — «Tu sierocie
Trzaby opieki... Tak cóż ty, Jelenko?...
Tak padnij do nóg matce! Niech bez żalu
Cię dawa!» — Padła w rumieńcach koralu.

O moje skarby, najmilsze, kochane! —
Myślę ja sobie — a wąs mi aż wstaje.
Już ja twym sługą do śmierci ostanę,
Czy tu, czy w insze los rzuci nas kraje...
Drogę przed tobą w listeczki różane
Usypię!... Serce tak we mnie roztaje,
Że głos ściśnionem gardłem wyjść nie może,
Więc tylko ryknę: — Tak mi Panie Boże!...

I zaraz my tam pierścionki zmienili,
Co je Horodziej poświęcił pacierzem,
Już czekający w tęsknościach tej chwili,
Gdy ksiądz się najdzie, a my się pobierzem.
A choć puszcz była od mili do mili,
Tak mi się sromu nakryła puklerzem
Dziewczyna moja, że chociaż pijany
Myślą, czekałem na ślubne organy.

Więc mi niemałą pomocą w tej wojnie,
Jakąm sam z sobą miał, był ów sierota,
Com go przygarnął. Gdy wejrzy spokojnie,
Już wolniej ukrop po żyłach się miota.
Już w piersiach cicho, już w myślach dostojnie.
Więcem tu doznał, jak się ta lichota,
Którą uczyni człek inszym — obraca
W moc, kiedy duszna zmorduje go praca.
..................