Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 144.jpg

Ta strona została przepisana.

Tak naznaczone były ludzkie głowy,
Jak gdy w porębie topór znaczy drzewa.
A choć nie widział nikt onej królowy,
Wiatr wszyscy czuli, co ze zgła[1] jej wiewa.
Czekała. Pory czekała, jak owy
Żeniec, gdy łan mu pod kosę dojrzewa,
A ów pogląda, folgując do chwili...
Nocami, w miesiąc patrzący, psi wyli...

Aż się zamachła! Hej, nie w źrałe kłosy
Trafiła ślepa żniwiarka! Nie w zboże!
Ale w kwiatuszek, co biały od rosy,
Słonka uglądał i czekał na zorze...
W dziewkę trafiłą moją! więc mi włosy
Na łbie stanęły, jak dęby te w borze,
Kiedy ją strażnik pomacał pod żebra,
W oczy jej pojrzał i rzekł: «Śmierć jest! Febra»[2].

A żar tak suchy liczko jej podpalił,
I piersi miała tak ogniem bijące
Że zaraz dla niej gromnicę osmalił,
Rzekąc: — «Ta zajdzie wpierw jeszcze, niż słońce».
A szło południe... Z nóg ojciec się zwalił,
Jak kłoda; baby poklękły płaczące,
Jam z wielkiej mocy o ziem czapą gruchnął,
Za włosy porwał się i rykiem buchnął.

Ratować?... Czem? Jak? Choć łbem bij w podłogi!
Leżała cicho, lecz była snać w męce,
Bo jej się w twarzy mieniły pożogi...
Aż nagle siędzie, w krzyż złoży te ręce,
— «Upał mam w sobie! — zawoła — Wiatr srogi
Po żyłach chodzi mi!» — I te jagnięce
Piersi przyciśnie i szepnie: — «Już biją
Dzwony na dobrą noc... Jezu, Maryjo!»

  1. Zgło (gw. stp. gzło) — koszula.
  2. T. j. żółta febra.