Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 232.jpg

Ta strona została skorygowana.

Wkoło mogiłki,a po nich się czerwie
Mrowi, z szelestem suchym, naskroś piasku.
Sęp to zapadnie, to znowu się zerwie,
W potężnych szumach i w czarnych piór blasku.
Nic znać, co świeżo sypane, co pierwie,
Bo wszędy górki padają się, w trzasku
Spękanej ziemi, i wszędy kość biała
Sterczy, do naga obrana już z ciała.

Na kościach widne siermięgi, kapoty
Podlaskie, szyte taśmami czarnemi,
Chusty, rańtuchy niewiast, i włos złoty
Dzieciątek, z onej wygrzebany ziemi
Więc uderzyły na mnie zimne poty,
A żadnej ślozy[1] nie czułem za temi
Oczyma, com je wbił w one mogiły,
Twarde a zimne, jak lodu dwie bryty.

Poklękły baby: — «Wieczne spoczywanie!»...
Szepcą, wzdychają... A już się krew we mnie
Rzuciła warem... Tak krzyknę ja na nie:
— «Ciszej tam!... Co tu gębę psuć daremnie!
Tutaj nie cmentarz! Tu kruki i kanie
Wyżer swój mają! Tu ziemia nikczemnie
Zdradza swe trupy przed sępów oczyma,
A spoczywania żadnego tu — niema!»

Więc płacz tem cięższy buchnął. — Ot, ci dola!
Ot, panowanie, bogactwa, wolności!
Ogolonego z boru szmatek pola,
I te psie budy, i nagie te kości!
— A niechże tam już!... Niech Boska już wola!...
Niechże już świecim tym borom, w jasności
Tych białych czaszek, co są, jak miesiące
Zaryte w ziemi, a w niebo patrzące!...

  1. Śloza (gw.) — łza.