— «Hej! Hej! — zakrzyknie Lis — A to ci pasze
Nie przesieczone żadną ludzką mocą.
Hej, żeby to tak dworskie, a to nasze
Gromadzkie bydło wegnać tutaj nocą»!
A Bugajowa: — «Ja się ta nie łaszę[1]
Na cudze! Co mi ta już tera!... Poco?...
Albo mi to tu Siwula?... Kwiatocha»?... —
Tu żal niewiastę zeprze, więc zaszlocha.
Nuże uradzać, że się to iść ckniło[2],
O tych zagonach naszych, o chudobie,
Jak to, jak owo będzie, jako było...
Ta ziemia cudza sobie, a ci sobie,
Więc że tam wszystko bujało, kwieciło,
Ni ich to grzeje, ni ziębi w tej dobie,
A każda małość z tej Wóli, z tej Woli,
Za serce trzyma i cieszy, i boli.
...............
Idziem. W dzień cichość dzwoniąca się zdawa.
Step w blaskach stoi, jakoby nieżywy.
Wyprostowana w niebo sterczy trawa,
Bez ruchu, gęste ustroszywszy grzywy,
Tylko się po niej świetlista kurzawa
Toczy, migając tęczowemi szkliwy,
I nic, i człowiek zgubiony w tej ciszy
Na sto mil dokół — dech tylko swój słyszy.
Nagle się szumy szerokie zrywały
Nie wiedzieć odkąd, jak na morskiej toni.
Wizgiem[3] się wtedy zanosił step cały,
Roztętniał jakby pod tabunem koni,
I cichł... I znowu szumy przepadały
Nie wiedzieć kędy, i cichość znów dzwoni.
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 237.jpg
Ta strona została przepisana.