Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 269.jpg

Ta strona została przepisana.

A z pod piór onych i kwiecia purpury,
Sterczą sękate dziadowskie kosztury.

Tak my otwarli gęby i zdaleka
Stoim, na dziw ten wytrzeszczywszy oczy:
Gdy wtem liść z gaju zrywa się, ucieka,
Pędzi, szaleje, po zielsku się toczy,
Wzbiera, jak wielka, obłąkana rzeka,
Co jej nie weźmie wpław i nie przekroczy,
Tak krzyknę: — «W wodę, wiara!» — Jak stał który,
Tak skoczył. Mrowia waliły już chmury.

Zaś gaj, co szumiał dopiero zielony,
Sczerniał, jakby go otrzęsła wichura.
A co był strojny kwiecistemi grony,
I malowany w róże, w pawie pióra,
Stał teraz martwy, szary, wytrzebiony
Z kolorów życia, a cichość ponura
Chodziła po nim, jak po własnym dworze,
Że był, jak miasto po czarnym pomorze.

Aż pod noc tuman wstał i szedł w te gmachy
Rozwłóczyć sinych mgieł śmiertelne chusty.
A za nim ślepe powlokły się strachy,
Omackiem idąc przez pomierzch ten pusty...
Więc my obsiedli co twardszy brzeg łachy[1],
I narzuciwszy na wielki stos chrusty,
Noclegowali. Mnie wszakże do rana
Zeszła na dumkach noc ona nie spana.

Hej, nie zna Boga i nie zna ten człeka,
Kto u ogniska nie trzymał tak warty,
Patrzając w gwiazdy, co znaczą zdaleka
Wielki gościniec skroś czasów otwarty,

  1. Łacha — odnoga rzeki, przedzielona kępą od głównego
    łożyska.