A rzeka rośnie i coraz odwali
Rękawa, coraz leniwsza się czyni.
Coraz, folgując bystremu biegowi,
Odsypowiska po sobie stanowi.
A tuż i rybitw pisk, i gęsta mewa
Polata, na wschód wyciągając szyję,
I krze tuż insze kwitną, insze drzewa,
Już się deptana ścieżka radziej wije,
Już gdzieś po ziemi znać, że ją człek siewa,
Konny, to pieszy już drogę przebije,
A w piersiach jakaś otucha słoneczna,
Co męce twojej powiada: — «Nie wieczna!» —
Więc coraz częściej przed nami, jak morze,
Z gór się ku rzece rozleje łan trzciny.
Gdy wiatr tam wpadnie, to brózdy tak orze,
Jak chłop, gdy pługa zatknąwszy w nowiny,
Zbujałe chwasty podrzyna i porze,
A tu się za nim wstecz walą te gliny
Skiba po skibie, i podór[1] się ściele
Przez szczyr[2], mietlice[3], łopiany[4] i chmiele.
Lecz i w najcichszej porannej pogodzie
Liść tam palczasty za liściem pobiega,
I zawsze taki ruch jest, jak na wodzie,
A fala idzie od brzega do brzega.
A zaś od wschodu het i na zachodzie
Modrość się nieba szeroko rozlega
I samą sobą tylko łan ów grodzi,
Po którym słońce jak raczy, tak chodzi.
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 273.jpg
Ta strona została uwierzytelniona.