Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 275.jpg

Ta strona została przepisana.

Tedym rozdzielił chłopów na trzy częście,
Gdzie jeszcze przystęp był. I w jednej chwili,
Skroś trzasku ognia, w płonących trzcin chrzęście,
Jak w wojnę, lak my biegiem się rzucili.
Łby smaląc, nogi kalecząc i pięście
Ziejący dymem, jak nurki, pochyli.
Tnąc one haszcze sierpami naszemi,
Żeby nie żywić ognia — tuż przy ziemi.

— «Do wód! Do duktów![1] — krzyczę. — Dalej, dzieci!»
Pędzim. Naoślep pędzim, gdzie strumienie.
Lecz ogień chybciej jeszcze, niż my, leci,
Skacze, przez rowy przerzuca płomienie.
Już pożar nakształt wielkiej, złotej sieci,
Zagarnia drżące, rozchwiano zielenie,
Jak toń jeziorną... Już iskry przez oka
Sieci pryskają, jak płotki, zwysoka.

Lecz my od flanku bronim i nawrotu
Nie dajem, nawpół zduszeni w tem piekle.
Wpół ślepi z dymu, zawziątku i potu.
Tylko tniem, walim i sieczeni zaciekle.
W uszach krwi wrzącej huk. jakoby grzmotu,
Szum, świst, syk ognia, dzwon jęczy przewlekle,
A my trzaskamy, jako w szable krzywe.
Trupem przed sobą kładąc wszystko żywe.

Już i w najtęższe nie złożyłby brogi
Tej naszej kośby strasznego użątku,
Już ziemia tli się, już piecze nam nogi,
Już piersi ledwo dech łapią w tym wrzątku.
Na czarnych twarzach blask łuny złowrogi,
A ognia — ani końca, ni początku...

  1. Dukty (ł.) — kanały, urządzenia nawodniające, a przez to zapewniające obfity zbiór trzciny cukrowej.