Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 286.jpg

Ta strona została przepisana.

Ściska Roch króla szpony żelaznemi,
Lecz król go dusi i gniecie nieznośnie.
Bez tchu, bez ruchy patrzym, stojąc niemi,
Gdy wtem coś z górki łysnęło ukośnie,
Tuż huk, kłąb dymu, i strzał piorunowy
Pierś z piersi strącił precz i głowę z głowy.

Wrzask buchnął. Czarnych rzuciła się kupa
Na majdan. Nagle, jak wilcy zawyją...
Tam z królewskiego kadłuba krew chlupa,
A łeb się toczy odstrzelon wraz z szyją.
Tak chwycą tego czerwonego trupa
I tym się strasznym sztandarem nakryją,
Jak burza lecąc na rozhuk postrzału,
Co po pagórach zacichał pomału.

Ale Zatrata porwie się na nogi,
Strząchnie, z onego wyskoczy ukropa,
Ogłuszon jeszcze bitką, lecz jużsrogi,
I w nich! A było naszych pod sto chłopa.
Pędzim... Wtem: «Stójcie! Stój!» — Napoprzek drogi
Leży Zagajny. Piętami piach kopa,
Ręką wiatr grabie, wypręża się, ziewa
I — trup! Spojrzałem: Wyprute miał trzewa.

Tak mi się w oczach świat nagle zasini,
Jak przy gasnącym gromnicznym ogarku,
Bo widzę, że się tutaj o krew czyni,
I że stąd cało nie wyniesiem karku.
Lecz już na folwark runęli murzyni
(Niewiasty z dziećmi były na folwarku).
Tak nie szło myśleć długo, tylko trzaskać
W kije, a nożem po żebrach ich głaskać.