Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 299.jpg

Ta strona została przepisana.

Lipy mi kwietnej, pszczół brzęku z ogrodu,
Wierzby a brzozy płączącej mi trzeba...
Nie szukawałem od rodu, prarodu
Wyżebranego u ziem cudzych chleba,
Anim światami goniwał cudzemi...
Co mi świat? Własnej, rodzonej chcę ziemi!

...Doma chcę! Niechaj twój żagiel zruszony
W ojczyste kraje duszę mą pomiota!
Bom naród-oracz, bez pługa i brony,
Bom naród-kowacz, bez kuźni i młota...
Do strzechy żytniej jestem utęskniony,
Jako do matki ubogi sierota...
Nieś-że mnie teraz skrzydłami czteroma
Śródniebnych wichrów twoich! Ja chcę doma!
...............

Poszliśmy w miasto. Siedziało okrakiem
Na rzece, co my tu za nią bieżeli,
Od kiedy w gorcach porwawszy się ptakiem,
Leciała, szumiąc z srebrzystej gardzieli.
Teraz, skrzydliskiem rozwiana dwojakiem,
W dwoje wód grzmiących potęgę rozdzieli,
Zawściąga wartu, pian puchy rozpierza,
I pełną piersią w ocean uderza.

Dopieroż je tu na uzdę! Most tęgi,
Kraciasty, niby ta zębata brona,
Oba jej boki dymiące sparł w cęgi
Przyczołów swoich. A rzeka zaś ona
Żwa munsztuk, targa na sobie popręgi,
Niezbytym jeźdźcem będąc przeskoczona
I piany pluje u każdego słupa,
Jak ogier, co w nim ta wątroba chlupa.

Cud było patrzeć stąd na wieże, mury,
Jak to szło jedno drugiemu przez głowę,