Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 337.jpg

Ta strona została przepisana.

Ugasły one złotobrzeżne chmury,
Co wyszły świecić sobą przeciw słońca,
Wrzasły rybitwy, chlusnęły się nury[1],
Iż wpierw, niż słowo przerzeczesz do końca,
Różany rozblask i zorze na wschodzie
Zażeleźniały i skryły się w wodzie.

Gruchnęło gdzieści raz, gruchnęło drugi,
Zawarczał tętent rozległy, daleki,
A morzem, jakby przeoranem w pługi,
Jęły się walić rozburzone cieki.
Zawrzało w chmurach, zasrebrniały strugi
Dżdżu z głośnym szumem, jak wezbrane rzeki,
A choć nawałność burzy poszła stroną,
Dzień nastał słotny i z twarzą zgaszoną.

Ale za nami od samej gospody
Szedł człowiek z szlachecka odzian. Spuścił głowę,
A nie znać było, czy stary czy młody,
Tak miał zniszczone lico i surowe.
Co przyfolgujem kroku, on też chody
Zawściąga. Widzę, chce z nami w rozmowę.
Takem przyzostał nieco za gromadą,
A on wzrok na mnie podniósł i twarz bladą.

— «Pochwalon!» — rzekę. — «Na wieki! na wieki!» —
Podszedł skwapliwie. — «A ja już Waćpana
I z tą kompaniją widziałem u rzeki,
A potem znowu u tego kapcana
Pod Materozem. Ja jestem daleki...
(Tu głos mu zatrząsł się, jak szyba szklana)
— Daleki jestem człowiem... Nie wiem prawie,
Skąd idę, dokąd, poco, w jakiej sprawie.

— Ot, tak się tułam». — «My ta nie bogaci» —
Rzekę, bom myślał, że chce zapomogi.

  1. Nur, nurek — ptak wodny.