Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 340.jpg

Ta strona została przepisana.

— A gdybyś Wasze znów spotkał człowieka...
Nie! Gdybyś spotkał zwierza w ciemnym lesie,
Jako się kryje, czai, jak ucieka,
Jako przez tajgę[1] zaroszczoną drze się,
Jak go nakrywa sobą wielka rzeka,
Jak go pień cedru na ocean niesie,
Na ląd, i jak go odtąd truje nuda
Z gorzałką razem, to będzie — Zabuda.

— Ha... ha... ha... Zabuł! Zapomniał!» — Milczałem.
Co miałem gadać, gdym wszystko już wiedział.
A on też przycichł pod onym nawałem
Spowiedzi, co ją — chcąc nie chcąc — spowiedział.
Tak szliśmy razem. A śpieszyć musiałem,
Iż mi do swoich urosnął już przedział,
Co oni widząc, też w drodze przystali,
I tak my doszli ich i tak szli dalej.

Spojrzał w obcego Kos, spojrzał Zatrata,
Iż z brzega byli — nic. Ot, człek podróżny.
Chce iść — niech idzie, a chce — niech się brata.
Niczem tu przecie mikomu nie dłużny.
Tutejszy, widać, bywalec ze świata,
A to i radą być może przysłużny.
Świat-ci nie Wólka, gdzie chłopi na płoty
Włażą, najrzawszy nieznanej kapoty.

On też ani się żegnał ani witał
Z kim. Jakby do nas należał od rodu,
A choć go z naszych nikt o to nie pytał,
Rzekł: — «O robotę trudno będzie. Z głodu
Widziałem ludzi ginących. — Zazgrzytał —
Bo tu różnego jest przepaść[2] narodu,

  1. Tajga — gęsty, nieprzebyty las iglasty na bagnistych gruntach w Syberji.
  2. Przepaść — moc, gwałt, wielkie mnóstwo.