Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 343.jpg

Ta strona została przepisana.

Węgla do portu. Ale tam już pono
Wre... Pono płachtę szykują czerwoną»[1].

Jakoż coraz to gęściej ciągnął drogą
Naród roboczy. Tragarze, węglarze
Szli śpiesznie z taką zawziętością srogą,
Że poczerniałe aż kurczą się twarze.
Wzrok mroczny ledwo że zwrócą na kogo,
Idą, wtem bęben. A deszcz ustał nieco,
I już się modre błamy niebem świecą.

Nad morzem tumult jakiś. Ludu kupa
Zwarła się w tęgą na wybrzeżu ścianę,
Gdzie na kotwicy stanęła szalupa.
Z szalupy worki szły pieczętowane
Z nieboszczykowym mieniem. Imię trupa
Czarno na każdym worku wypisane.
Licytacyja była po załodze,
Co na szpitalnym statku zmarła w drodze,

Jak nam to żydek powiadał niektóry.
Furjer[2] na beczce stał, rozcinał wory
I pęki szmatów podnosił do góry,
Wołając cenę na owe ubiory.
Krzyk: Po raz pierwszy. I wnet: Po raz wtóry!
A iż tam pośpiech bywa każdej pory,
Ledwo żeś pojrzał, już i — Po raz trzeci!
A kłąb zwinięty przez powietrze leci.

Każdy chciał tanio kupić. Setne ręce
Sterczały z tłumu wysoko nad głową,
Nikt nie dbał, w jakiej człek ten skonał męcę,
Po którym trzęsą puściznę grobową.
Wtem, gdy się onym widokiem zasmęcę,
Dobyli worek, pieczęcią lakową

  1. T. j. zanosi się na rewolucję.
  2. Furjer (fr.) — urzędnik ekonomiczny na okręcie.