Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 355.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Cały pogrążon w dusznej swojej pracy,
Zrzuciwszy kaptur, to królestwo Boże
Wielkim przyzywał głosem i o chlebie
Proroczył głodnym, i o Ojcu w niebie

Sierotom. A ci rozbitowie świata,
Co się tak w nędzy i brudzie zdziczyli,
Że brat tam nie jest bezpieczny od brata,
A puść ich w bory, jak wilcyby wyli,
W sczerniałych twarzach dostawali kwiata
Tej rumianości pierwszej, co ich w chwili
Przyodmieniała na dzieci, na syny,
Powracające w ojcowskie dziedziny.

Niejeden wszakże, co wódką się bawił,
Pięścią wygrażał z gospody od proga:
— «Ty tu co? Kto cię tutaj do nas wprawił?
Dasz mi to chleba, a dzieciom pieroga?» —
Lecz mnich zarówno wszystkim błogosławił,
Wychudłe ręce wznoszący do Boga,
A głos się z wiatrem ponosił na morze:
— «Czyńcie gwałt!... Gwałtu chce królestwo Boże.»
...................

Darmo ochylać. Na ładudze wrzało,
Że tylko patrzeć, jak lunie ukropem.
Nas tam nie gwałtem bractwo dopuszczało,
Alić się równo przewącha chłop z chłopem.
Dziś, jutro cości poczynać się miało,
Dziś, jutro miano ruszyć owym czopem,
Co go odkręcić łatwo, a niewiada,
Czyli i kiedy zakręcić się nada.

Ja sam nie jestem za rewolucyją,
Choć powiadają o nas, słyszę nieraz,
Że my po światu robim rebeliją,
Sąm wagabundas-rewolucjoneras[1],

  1. Vagabundos-revolutioneros (port.).