Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 396.jpg

Ta strona została przepisana.

Zwarła za nami na śmiertelne pęto,
I drogi nasze i śmierć Horodzieja,
I mądrość jego, co była jak miody,
Zbierane z lipy za cichej pogody.

Rzekł Kos: — «Rad chciałbym, by na onym głazie,
Cośmy nim zamkli starego we wnękę,
Wyrznął kto dłótkiem, wyraz przy wyrazie,
Całe tułactwo nasze, całę mękę...
A zaś nad pismem, by wydał w obrazie
Oną to głowę srebrzystą i rękę,
Pożęgnującą przed nami powietrze...
By się ostało tak, że nikt nie zetrze». —

— «Ha! — Bugaj na to — Niełatwa to sprawa;
A czy to jeno, co ryte w kamieniu,
Przez wieki wieków w pamięci ostawa?
Siądź ty z dzieciami na chaty podcieniu,
Kiedy w czeremchach słowiczek przygrywa,
A kwiat srebrnieje w miesięcznym promieniu,
I rozpowiadaj tę powieść żałosną,
To one synom powtórzą, jak wzrosną.

Tak do nas doszły one dawne dziwy,
One ojcowe, praojcowe czasy.
A te...» — Nie skończył, bo nagle gwar żywy
Buchnął po drodze przed nasze szałasy.
Skoczy Żurawa, iż człek był stróżliwy,
A Bandys z Rochem poszedł był do kasy
Odebrać grosz ów, urwany od chleba,
By zliczyć, dość nam jeszcze będzie trzeba.

Alić nie oni wracali z wyprawy,
Jeno burniackie toczyły się bryki,
A na nich naród burniacki, jaskrawy
Od chust, wstęg. Swachy, drużbowie, muzyki,