Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 411.jpg

Ta strona została przepisana.

Czyli ja tutaj będę wypisował
Dni tych godziny a godzin momenta,
Jako nad morzem lud ten noclegował,
Patrzając w gwiazdy, czekając okręta?
Pomrok i światło, wszystko się napował
Zmąciło we mnie, iż duch nie pamięta
Tych chwil podrobnych, a tylko się miota
Górą, nad wielkim zaworem żywota.

Bo cóż to było, jak nie sądne roki,
Ono praśnięcie we świat tyla ludu?
Ono wyrwanie, jak dęba z opoki,
Tego, co zaprzał[1] mechem swego trudu?...
Trzasła ci szyba na widok szeroki,
Na one Boże sprawy, pełne cudu,
Aż nam się chata zatrzęsła u węgła...
Ale nas życia moc w swój ruch zaprzęgła.

Dawno szli insi w tułacze krainy
Tęskności, gdzie się miłowanie rodzi,
Był duch osobny, z osobnej przyczyny
Co ich na czarnej wyprawował łodzi...
Lecz wtem bić jęły naglące godziny
(Iż to tam zegar Boży różnie chodzi),
Tak już nie było co czekać w tej porze,
I — do pół Polski — runęło za morze.

Gruchnął się naród o tę cudzą ziemię,
Jak więc o kamień, co mu łba rozkrwawił.
I wnet w tej rany brózdę padło simię
Życia inszego, niż to, co ostawił.
Wzeszła ruń, wstało jakieś nowe plemię,
W którem się wolny duch nagle wyjawił,
Uderzył w pióra, i z onych zaświeci,
Przyodmieniony przez moc nową — leci.
....................


  1. ...zaprzał — zaczął się psuć, słabnąć.