Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 018.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

czas wśród ciszy, pod złotą i liliową zorzą ozwą się głosy w dobrze ci znanym i drogim języku:

»Zdrowaś Marya, łaskiś pełna, Pan z Tobą«.
................

I oto przypomni ci się ta szara kraina, w której uderza serce poetki i za którą ona mówi.
I ta to właśnie zdolność przedziwnego a zarazem prawdziwego śpiewania za ziemię i ludzi, zdolność, dana tylko wybranym, jest głównem znamieniem poetki i Jej poezyi.
Ale to jeszcze nie wszystko. Żeby wyśpiewać wiosnę, noc majową, światło księżyca, cichy spokój nocy i zapach bzów i jaśminów — trzeba się urodzić słowikiem. Im większy ogarnia poeta obszar życia, im wyższe uczucia chce wyrazić, im więcej pragnie, im górniej myśli, tem więcej musi mieć strun na lutni. Więc też, jak mówi Słowacki:

»Chodzi mi o to, aby język giętki
»Powiedział wszystko, co pomyśli głowa,
»A czasem był, jak piorun, jasny, prędki,
»A czasem smutny, jako pieśń stepowa,
»A czasem, jako skarga Nimfy, miękki,
»A czasem piękny, jak aniołów mowa;
»Aby przeleciał wszystko ducha skrzydłem,
»Strofa być winna taktem, nie wędzidłem.

»Z niej wszystko dobyć, zamglić ją tęsknotą,
»Potem z niej łyskać błyskawicą cichą,
»Potem w promieniach ją pokazać złotą,
»Potem nadętą dawnych przodków pychą,
»Potem ją utkać Arachny robotą,
»Potem ulepić z błota, jak pod strychą
»Gniazdo jaskółcze, przybite do drzewa,
»Co w sobie słońcu wschodzącemu śpiewa.