Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 095.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Lekkich obłoczków świetne kaskady
Trysnęły w górę,
Z zachodu biorąc cień srebrny, blady,
Z wschodu — purpurę.

W chwilę — poczęty odgłos hosanny
Tony drżącemi
Spotężniał w organ — i w hymn poranny
Zbudzonej ziemi.
Chór dźwięczny, świeży, z gardziołek ptaszych
Płynął w błękity
Nad ciche strzechy sennych chat naszych,
Nad olszyn szczyty...
Coś, jak modlitwa — rzewna rozmowa —
Zgodne serc bicie...
Dźwięk pieszczotliwy, jak lube słowa,
Szeptane skrycie...

Pod czarem pieśni spadła zasłona,
Z cieniów utkana,
Którą przyroda jest oddzielona
Od stworzeń Pana. —
Słyszałem tętna ziemi bijące,
Jak serce młode;
I wypatrzyłem, źródła szumiące
Skąd biorą wodę...
Przemówił do mnie kwiat odemknięty,
Zielony listek...
Gwar traw młodzieńczy — szum lasów święty
Pojąłem wszystek. —
Myśl ma bujała na skrzydłach ważki
Nad wód zwierciadłem;
Wtedy i piosnkę wesołej ptaszki
Łatwo odgadłem.

Ach, czemuż, czemu jej nie słyszeli
Przygięci w trudzie,