Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 098.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Droga twoja, słonko, równa, jak pierścionek...
Cicho w morzu tonie kończący się dzionek;
Nie znasz łez tęsknoty, nadziei uśmiechu,
Zachodzisz bez żalu, wschodzisz bez pośpiechu.

Ja znam błędne blaski i zaćmienia ducha...
Wiem, że dziś to odłam przeszłości łańcucha;
Wiem, że jutro wstanie z ścisłością straszliwą,
Wczorajszego siewu niosąc krwawe żniwo...

Więc drżę i na zachód oczy zwracam z trwogą,
I pytam — gdzie idą? czy cienie przemogą
Gasnące te blaski? czy wskrzesną o świcie?
I pragnę ust tchnieniem utrzymać ich życie...

Nie bywasz ty, słonko, w ponurej ciemnicy,
Gdzie nędzny skazaniec zamiera z tęsknicy;
Nie bywasz, słoneczko, w poddaszu ubogiem,
Gdzie ściany wilgotne kostnieją za progiem...

Nie widzisz ty nigdy zbrodni, skrytej w cieniu,
Nie wiesz, co bezsenna noc mówi sumieniu,
I ledwo promyczek pierwszych brzasków blady
Zasłyszy żądz mętnych płomienne narady.

Nie widzisz ty, słonko, z wysokiego nieba,
Jak się sen przedaje za kawałek chleba;
Nie widzisz ty matki schylonego czoła
Nad kolebką dziecka, co próżno jeść woła.

Nie widzisz, jak walczy, upada, zwycięża
Ten młody zapaśnik, co uróść chce w męża...
Nie widzisz ty, słonko, jak myśl gorejąca
Wypala się cicho przy blaskach miesiąca...

Nie widzisz, jak we łzach stoi lilja blada...
Nie widzisz, jak gwiazda zabłąkana spada...