Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 224.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gród zwyciężony, w ogniów swych koronie,
Płomiennych wężów opasany pękiem,
Jak król boleści w straszliwej purpurze,
Zasiadł na zgliszczów i rumowisk tronie
I wsparł się, chwiejąc, na zgwałconym murze,
Na wyłamanych bramach i okopach
I był, jak gdyby skamieniałym jękiem,
Jakby krwi plamą, rzuconą w przestrzenie,
Która tron Boga plami w straszne cienie...
Morze, rozdarłszy pian swych szatę białą,
Jak niewolnica, tuż przy jego stopach
Niepocieszone w żalu swoim, łkało,
Wzniesioną piersią tłukąc się o brzegi...

Komu ty, nocy przerażeń i klęski,
Tulisz dziś oczy w sen cichy, w sen błogi?...
Zwyciężonemu u bezsennych powiek
Migają widma rozpaczy i trwogi,
A tam, gdzie orzeł ulata zwycięski,
Nad rzymskich legii błyszczące szeregi,
Gwar pieśni, śmiechów, okrzyków wybucha,
Jak oddalona burza jakaś głucha...
Tak idzie, walcząc, przez życie swe człowiek:
Tryumf i rozpacz, szczęście i tęsknota
Jednakim wichrem duszą jego miota;
W rozkwicie złudzeń, w nadziei pogrzebie
Nigdy nie zdoła posiadać sam siebie
I chyba wtedy ukoi się w duchu,
Gdy cichy spocznie, bez głosu, bez ruchu,
Jako szermierze, co szańców tych strzegą
Śmiertelną strażą aż do dnia sądnego.

W białym namiocie, co skrzydła swe dumne
Rozwinął zdala od gwaru i szumu,
Patrząc na zgliszczów dymiącą kolumnę,
Stał Scypjon, wzniosły samotnik wśród tłumu.
Blaski tryumfu na czole mu gasną,