Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 2 012.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Jak motyl drżący nad lampy płomieniem,
Duch mój uderza w skrzydła i ulata,
Gdzie wiekuistość bezsennem spojrzeniem
W ciemnościach czuwa nad nędzami świata...
I przez rozbitych słońc lotną mgławicę,
Co się wskróś nieba rzuca mleczną drogą,
Chciałby przeniknąć bytu tajemnicę,
Jak ci, co wierzyć chcą, ale — nie mogą!
O Panie! przebacz mi! Tyś Bóg, Tyś wielki!
Z błysków masz szatę, a z gromów koronę,
A stopy Twoje na słońcu są wsparte!
Łzy ludzkie, cóż są? — Ach! rosy kropelki,
A przecież wszystkie masz je policzone...
Co?... policzone? — co? — i nieotarte?

V.

O nocy cicha, o nocy majowa,
Korony Boga blada, chłodna perło!
Ty, jak tęsknoty bezsennej królowa,
Nad ziemią wznosisz srebrne swoje berło...
O! miłościwą bądź ty dziś dla ducha,
Co w twych przeźroczach tajemniczych tonie,
I zadumanej ciszy twojej słucha
I zapomnienia szuka na twem łonie!
O miłościwą bądź!... Zarzuć zasłonę
Na smutki ziemi tej nieukojone,
Na wielką nędzę istnienia!
Ja nic nie żądam, ja o nic nie proszę;
Za wszystkie sny twe, za wszystkie rozkosze,
Cienia chcę tylko... ach, cienia!