Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 2 140.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Uścisnął syna — syn poszedł w kraj świata...
Czy wróci? — »Kto się w opiekę...«[1]
Nad białym dworem kometa się krwawi,
Rżą kędyś konie w wiosennej pól ciszy...
A w progu siwy ojciec błogosławi:
»...Kto się w opiekę!...« — Bóg słyszy!

Spokój wam, spokój, wy smętni tułacze,
Co mogił w obcej szukacie gdzieś ziemi..
Oto za wami przed Panem pieśń płacze,
Skrzydły was tuli drżącemi!
O! już nie będzie łez bez pocieszenia,
Ni ramion zgiętych beznadziejnym trudem,
Mogił bez jutra, bez świtu róż — cienia,
Ni wiecznej nocy nad ludem!
O! już nie będzie!... Jak rosa poranna,
Spadły te pieśni wśród skwarnej posuchy...
I zaszumiały srebrzyste »hosanna«!
I napoiły mdłe duchy!
I żaden naród, krom ludu, co chowa
Harfę Dawida — nie śpiewał u proga
Domu Pańskiego w pełniejsze łez słowa,
Ni pieśnią godniejszą Boga!

Chwała ci, wieszczu! i chwała ci, stary
Wieku Zygmuntów, coś tętna kipiące
W narodzie ujął — skrysztalił je w słońce
I wydał poetę wiary!

Mógłże ten, który jak orzeł skrzydłami,
Bił w gwiazdy — ludu nadzieją i bólem,
Pomiędzy pstrymi dworaków tłumami
Zginać kolano przed królem?
Cóż mu ta świetność? co słówka te wdzięczne,
Pańskich uśmiechów łakome słodycze?

  1. Początek psalmu 91 przekł. Jana Kochanowskiego.