Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 2 171.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Słowa pełne łez wrzących nauczy kłaść w mowę
I serce mi nakarmi jadami gorzkiemi:
To nie ptak ten, co leci, i nie kwiat z tej ziemi,
Nie żaden kamień nawet — ale zawsze człowiek!

Wildnis[1], 4 sierpnia [1882].


V.


Ty tutaj słonko? A kto tam świeci
Nad wioską naszą lichą?
Kto ze snu budzi kwiaty i dzieci
W poranną zorzę cichą?
Kto rzuca w naszą strugę na łące,
Co płynie wstęgą siną,
Złote iskierki, lekko tańczące
Między zieloną trzciną?
Kto ciche światło sieje po lesie
Przez szmaragdowe sita?
Kto nad sierotą promyczek niesie,
Kiedy o drogę pyta?
Kto tam na polu wyzłaca kłosy?
Kto lny u płotów suszy?
Kto pije z białych powojów rosy,
A smutek z chłopskiej duszy?
Kto tam, o słonko moje, za ciebie
Nad biedą naszą świeci?
Kto tam na wiejskim, cichym pogrzebie
Pochodnie darmo nieci?
Kto na te krzyże i na mogiły
Jasne promienie kładnie,
Gdzie już łzy z oczu — rosy wypiły,
W wilgotnej ziemi, na dnie?
Kto tam na krosna, pomiędzy lniane
Włókienka złoto ciska,
Że jak się wpatrzysz w chłopską sukmanę
To ci z niej słonkiem błyska?

  1. Dzikie ustronie w okolicy Ischlu.