Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 2 287.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

I nigdy w pustej, zwichrzonej przestrzeni
Ziemi dosięgnąć nie mogą...
Co oślepieni błyskawic jasnością,
Którą pioruny poza sobą niecą,
Myślą nieszczęśni, że do słońca lecą
Przed bolejącą ludzkością...
Co z wszelkich podstaw społecznych wyrwani,
Wykolejeni z porządku przyrody,
Powietrzne gmachy budują w otchłani,
Jako świątynię swobody...
Aż potargawszy energji swej siły
W marnej pogoni za widmem znikomem,
Giną gdzieś w chmurach, które są ich domem
I z śniegów mają mogiły. —
.................
Ach, jak ich odkląć?... ach, jak ich wybawić?
I jakiem słowem — czy ludzkiem — czy bożem?
Trzebaż, by serce ból im przeszył nożem,
Na piersi znacząc purpurowy kwiatek?
Trzebaż, by nóż ten, przed chatą ich wbity,
Progi domowe musiał aż okrwawić —
I tkwił tak w jasne zwrócony błękity,
Jak skarga ojców — i (mglejących) matek‘ — A2.

Str. 58 w. 2 ,rozsiewa‘ A1, P, PNU; ,rozwie(w)sza‘ A2.
» zam. w. 8: ,Muszę ulatać, jak zaklęte duchy‘ A2.
» po w. 10:

,I chociaż w piersi m(oj)ej tkwi nóż — (i) choć rana
Tak jest głęboka, tak ciężko zadana‘ A2.

Str. 58 zam. w. 11: ,Że codzień w (świeże) krwi swej opływa szkarłaty‘ A2.


Str. 59.
XII. KTOŚ MNIE CZEKA!
A1, k. 47; A2, k. 190; PII, 85; PNUV, 74.
Str. 59 w. 7 ,łąki, zdroje‘ A1, P, PNU; ,kwiaty moje‘ A2.