Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 5 247.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Po wytężonem w dwóch źrenicach życiu,
Gotowych wielbić lub przeklinać Boga,
Po tym uporze, który w drzwi otwarte
Jej siwą głowę pchał pomiędzy wartę,
Że tam jest matka.
...Przez noc tu szła całą,
Nie patrząc drogi, do gwiazd gadająca,
I podnosiła twarz wyschłą i białą,
Jako opłatek, na jasność miesiąca,
A choć na ustach nie miała pacierza,
Czuła, że wzrokiem w Boga gdzieś uderza.

Teraz stanęła w progu, chce do syna...
Puśćcież ją, ludzie! Niech rwie siwe włosy,
Niech łzami krwawych źrenic swych przeklina
Was i tę urnę i dzień ten i losy,
Niechaj na syna patrzy do ostatka...
Puśćcie! Wszak każdy matkę miał... to matka!...
Wyciągnął ramię...
— O, siedmiu mieczami
Przebite serce!... Synku... Jezu Chryste!
Synu! Synaczku!... O światło wieczyste!
Puśćcie mnie! Jezu, zmiłuj się nad nami!
A bogdajżeś ty kamień ten grobowy
Pierwej wyciągnął dla mej siwej głowy!
Bodajeś pierwej... Boże, mocny Boże!
Już, już wyciąga!... Puśćcież mnie! On może...
A!...
............
...Urno! zimne, kamienne twe łono
Nie miało nigdy dzieci! Ty, przeklęta!
Grobie ty, kędy żywych pogrzebiono!
Czy ty wiesz, jak to płaczą niemowlęta?
Czy wiesz, jak długie noce przy kolebce
Matka przemarzy, prześpiewa, przeszepce?