Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 5 255.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.


Jako tych dwojga głowiny i ręce...
Na twarzy matki chmura: »A co potem...
Co będzie potem, gdy chleba zabraknie?...«
Dokończyć nie śmie i sama — nie łaknie.

I nagle wielkie przejęło mnie drżenie
O ten drobiażdżek nędzny, o te dzieci...
Gdy wtem, przez ciemne drzew onych zielenie,
Czerwona strzała słoneczna nadleci
I głów tych dotknie krwawością zachodu...
............
Pobladł mój anioł i rzekł: »Zginą z głodu«.


VII.

A gdyśmy zeszli nieco, rzekła pani:
— »Oto jest rozstaj i krzyżowe drogi.
Chceszli, wywiodę cię już z tej otchłani,
Bo z prędka ciężkie tutaj przyjdą trwogi,
Od których więdnie wszelki duch człowieczy,
A gorsze od tych są poślednie[1] rzeczy«.

Rzekłem: »O jasna, ty wiesz. Ale ze mną
Jest miłość, która daje wielkie siły
I gwiazdą wschodzi tam, gdzie zewsząd ciemno,
I życiem dyszy na spodzie mogiły
I na dnie śmierci. A jam zrodzon w płaczu
I usta ziemi mówią mi: »Tułaczu«...

A jeśli skrzydło jaskółcze się przetrze
Skróś burzy, tedyć ją i duch przeminie«.
A ona, pilno patrząc na powietrze,
— »Człowiek tam jeden — rzekła — nędzny ginie,
Jak Judasz, wielki ów przedawca Chrysta«.
I szła, kwapiąca się i smętkiem mglista.


  1. T. j. następne, ostatnie.