Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 7 222.jpg

Ta strona została przepisana.

Przelatywałem nad morzem, cały złoty od płomienia twego, o iskro boska, a morze oblało się zorzą. I Wyszły z fal ciężkich potwory i podniosły spłaszczone głowy swoje i patrzyły na mnie.

A ujrzawszy, iż dzień niosę, uczyniły szum wielki i ukryły się aż na dno Egejskie.

I przelatywałem nad puszczą, nad puszczą, co zarasta Olimp i Oetę, a puszcza zagorzała jutrzennemi łuny. A wielkie ptaki godziny brzasków ocknęły się i zbudziły po gniazdach swoich i z krzykiem mocnym krążyły nad wierzchołami prastarych, jemiołą świętą oplecionych dębów.

I najeżył się żbik i skulił grzbiet pstrokaty i zmrużył ważkie szpary żółtych źrenic. A niedźwiedź wstał i ryknął i wstrząsnął kudły i pomknął ku jaskiniom tajnym.

Lecz kiedym stanął na ziemi, krąg światła opierścienił stopy moje i szedł za mną, gdziem się obrócił, jako niewolnik za panem swym idzie.

A od jasności kręgu tego otworzyły kwiaty modre swoje oczy i patrzyły na mnie. A gdziem stąpił, budziła się krasa.

Światłu rozkazujący będzie imię moje.

I będzie imię moje: Dawca siły i Wskaziciel drogi. Mianem mojem wieki na się wołać będą, a ludy nosić będą zawołanie moje, jak gwiazdę, na czole.

I będzie imię moje: Objawiciel i Odkupujący. I przyjdą rzesze ciemne i otoczą mnie; a zaś uczynię, iż przewidzą w słońce.

Lecz choćby oślepły w blasku więcej, niźli z naczęcia były, błogosławić mnie będą.

I będzie imię moje: Wódz i Prorok.