Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 7 226.jpg

Ta strona została przepisana.
II.
Taż sama okolica, co w części I-ej. Zmierzch letni. PROMETEUSZ w sandałach i podróżnym płaszczu. Na głowie uskrzydlony kapelusz Hermesa, twarz zakryta w części.


PROMETEUSZ.

Cisza. Czyżby zaprzestał pracy? A może go przywalił głaz jaki.

Kamieniarzu! Hej! Kamieniarzu!...

Cisza. Gdyby nie ćwierkanie cykady, słyszałbyś, jak się koło czasu po niebie toczy.

Kamieniarzu! Hej!...

Niema widać nikogo. Czy tylko dobrze trafiłem? Jakżem zmęczony! Od czasu tej przeklętej kaźni przyjść do siebie nie mogę. Na nic zesłabłem. Ta skała, te wichry, te więzy... A potem te Oceanidy! Szczególniej te Oceanidy! Co za myśl płakać nad Prometeuszem! Ach, te istoty żeńskie, wodniste, ten lament fal od rana do nocy i znów od nocy do rana! Brrr... Jakżem się nudził! Zginąłbym z nudów, gdyby nie sęp. Sęp... ten mnie rozrywał!

Ale mi trzeba mówić z tą przepaścią. Kamieniarzu! Hej! Hola! (Słychać jęk)

Czy to ty jęczysz, mój druhu?

SYZYF.

Przeklinam ciebie!