wiekuista ślepoto przepaści! Gorzało mi ono dzień cały nad głową, jak kula rozżarzona, biała. Powietrze dotąd drga żarami jego.
I świateł nocy upatruję, i także daremnie.
świecą przecież, jak dawniej świeciły. Srebrna Selene noc mnie całą wiodła.
Tu u mnie żadne nie świeci. Nie znam Selene twojej. Być może, iż ona srebrna, ale ja jej nie znam. Pocóżeś mi mówił o rzeczach pięknych i błyszczących, których oczy moje oglądać nie mogą?
Ależ tak i dawniej było!
Dawniej było spokojnie. Ciemność była dla mnie, a ja dla ciemności. Znałem ją i ona mnie znała. Wypełniała wszystkie kąty, wszystkie szczeliny tej jamy. Cokolwiek nie było mną i głazem, nią było. Ja sam byłem jej częścią. Czułem ją dokoła siebie i nie patrząc nigdzie, widziałem ją.
Teraz głaz toczę i patrzę. Nie na głaz patrzę, tylko oczyma świateł szukam, a głaz ranie kaleczy. A potem, głazy także zrobiły się teraz cięższe. Czy może przepaść głębsza?...
Bogdajbym cię nie znał!
Dawniej, pókim o istnieniu świateł tych nie wiedział, toczyłem głaz po głazie i nie przykrzyłem sobie tej roboty.