Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 8 250.jpg

Ta strona została przepisana.

Unitów to nam odkrzykły tak duchy
Pobitych, co się w tej cerkiewce skryły,
Step przeleciawszy ogromny i głuchy,
Z posieleń, z kopalń, z rot, z cudzej mogiły,
I tu obsiadły, jak siwe gołębie,
Kopułkę starą, krzyż i dach na zrębie.

Lecz ksiądz, przykląkłszy na jedno kolano,
W dwa słowa prawie rozmówił się z Bogiem,
A gdy mu komżę i stułę podano,
Jął czytać cichą mszę. Tłum rósł przed progiem;
Posłowie nieśli spisany dziś nocą
Akt odnowienia Unji dawną mocą.

Niepewnem było, zali nam w Horodle
Spisać akt dadzą czas, razem z protestem.
W szczerem więc polu, na wozach, na siodle,
Była ta Polska, co rzekła w nim: — »Jestem!« —
Wielki akt polny, z pod polnej buławy
Ducha, co do tej hetmanił nam sprawy.

Szli delegaci. Kontusze, żupany,
Czamary, świtki, kapoty, siermięgi,
A każdy, jakby za drużbę przybrany,
Mirtu gałązkę miał i białe wstęgi.
Bo też weselny dzień był, gdyż ślubiono
Nanowo stare Zabuże z Koroną.

A było srebrne skróś łez to wesele,
A było złote skróś rudy tej ściegów,
Które katorżna taczka sobą ściele,
A brylantowe Sybirnych skróś śniegów...
Pierścieńce jego u szubienic rdzawe,
I po więziennych lochach — były krwawe.

A wtem Kapucyn: — »Bracia! Nikt nie zgadnie,
Co go dziś czeka! Idziemy na wroga;