Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya druga 038.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

A pod mym wzrokiem gaśnie tęcza blada,
Wicher się zrywa na moje skinienie,
I jak gadzina znów w kłębach opada...
Dwa snopy słońca tryskają mi z czoła...
W prawicy czuję moc cudu!
Duch mój przed siebie przyszłe wieki woła...
Idą — i długim powtarzają echem
Okrzyk niedoli: „biada! biada! biada!...”
Wznoszę ramiona — i z Synai szczytu
Zbieram na skronie słoneczne promienie,
Które zażegłem mym duchem...
Z ognia korony rozwieńczam praw górę
I zdzieram szatę mgły srebrnej z błękitu,
Gdzie duchom przyszłości droga...
I przyoblekam monarszą purpurę
Z rubinowej łuny świtu...
I patrzę twarzą w twarz Boga!
Ja, prawodawca, wódz ludu!


∗             ∗

Oto zmącone wichrem pyły blade
Wstają ponad moją głową,
I lekkim wiążą się ruchem
W girlandę szarańczy płową,
Którą ja na czoło kładę...
Oto laska moja trzyma
Zawieszone serca bicie
U króla — i niewolnika...