Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya druga 051.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

I znowu płonie nadziemską tęsknotą —
I znowu wierzy, i znów ma nadzieję!
Na ustach gasną żary słów tej ziemi,
Myśl się prześwietla blaskami miesiąca...
W ramionach twoich, cicha, dumająca,
Oczu twych szukam oczyma smutnemi...
I wiem, że nie ztąd rodem my oboje,
Że zgiełk ten próżny, który nas dolata,
Namiętne drobnych celów niepokoje,
Walki nędz pełne — nie z „naszego świata”.
Lecz gdy ta chwilka przebłyśnie nad głową,
My, jakby z raju wygnani nanowo,
Na ustach nosim ziemi czcze uśmiechy,
I łzy jej w oczach — i w sercach jej grzechy! —
Ach, kiedyż, kiedyż, wolni, jak dwa duchy,
Żądz tych i pragnień zerwiemy łańcuchy?..
I wyzwoleni będziem od serc bicia,
I od rumieńców nagłych, i — od życia?
Idziemy smutni, idziemy znużeni,
Przez państwo ognia i bólów, i cieni,
I tylko cicha tęsknota paląca
Wróży, że kiedyś dojdziemy do końca. —
Lecz zanim życie z swą nędzą się prześni,
Dusza się moja zrywa — i ulata
W górę, tam, w górę, do naszego świata,
Na skrzydłach pieśni! —