Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya druga 061.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nigdy nie dojdę przez śniegi i lody
Do olimpijskich słonecznych tych szczytów,
Kędy łez niema i niema zachwytów,
Lecz tron wieczystej pogody.
Ja będę latać, jako ptak zraniony,
Nisko, nad ziemią tą, co w bólach kona,
Bym mogła objąć z miłością w ramiona
Smutnych miljony!
I — jak jaskółka — bijąc w skrzydła drżące,
Latać ja będę nad niskie zagrody,
Nad pola nasze i lasy szumiące,
I modre wody...
W miesięczne noce, za mgłami srebrnemi
Posłyszę i skargi — i rany obaczę...
I pytać będę uśpionej tej ziemi:
Ach! kto tam tak płacze?
I choćby wszyscy milczeli, ja przecie
Błękity wstrząsać będę mym protestem...
I gdy Bóg spyta: „sąż smutni na świecie?” —
Odpowiem: — jestem!


IV.


Czy ty pamiętasz ten wieczór majowy,
Gdy w szał ironji wpadliśmy oboje,