Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya druga 246.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ogniem mi usta paliło to słowo,
Którem rzucała — na wiatrów rozwianie,
Na utonięcie w tej ciszy bez końca,
Co nas oddziela od Ciebie — i słońca!
I łzy się moje — tu, do mnie wracały,
Jak niemający gdzie spocząć ptak biały!


∗             ∗

Jeślim skarżyła się — to nie za siebie!
Krzywdy ja własnej nie liczę, nie pomnę,
Choć wiem, że także mam ojca na niebie,
Co ma dziedzictwo jasności ogromne —
I mógłby dziecku, co płacze pocichu,
Dać trochę słońca — w konwalji kielichu...
Alem rzucona jest na ziemię duchów
Rozbitych w locie — i na ziemię ciemną,
Gdzie ludzie dróg swych szukają daremno,
Gdzie lasy pełne szumów i rozruchów,
Gdzie w każdej rzece, jak w Dnieprowej fali,
Pieśń utopiona rankami się żali,
Gdzie się zlatują słowików tysiące,
Jako westchnienia wśród róż latające,
Gdzie kwiaty polne po nocach łzy ronią...
Więc smutna jestem — i zlękniona o nią,
I skargą pieśni bijąca w niebiosy,
Póki słowiki płaczą — i drżą rosy.


∗             ∗