Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya trzecia 297.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tym razem jednak, nie chciał tam, na górze,
W oknie zdaleka oczekiwać wróżek.
Zaledwo księżyc zabłysnął w lazurze,
Szedł gorejący wśród kwiecistych dróżek,
Tak w szału swego zatopiony chmurze,
Iż posłyszawszy kroki (nóg, nie nóżek),
Zapomniał, że się wieszczki we mgłach rodzą
I że bujają w wietrze — nie zaś chodzą.

I znów, jak wczoraj, mary zakwefione
Stanęły, kędy koła widne ślady;
I znów te same sztuki powtórzone:
Klękanie, modły, tajemne narady...
Znów pod wężowe pierścienie zielone
Podpłynął gołąb... gdy wtem, wypadł blady
Książe z ukrycia i z błagalnym giestem
Rzekł: „Duchy jasne, sługą waszym jestem!

„Błogie istoty! niech znam imię wasze,
I cel przybycia i tajne zamiary!...
Żadnych się trudów dla was nie ustraszę,
Jeśli zechcecie przyjąć me ofiary”!
Tutaj, wzruszone obie panie nasze
Spojrzały, milcząc, zwyczajnie, jak mary.
A jedna wzrokiem zdawała się błagać,
Druga: „No dalej! przestańże się wzdragać!