Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya trzecia 336.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tutaj, na ostrej satyry wycieczki
W stylu Byrona mam obszerne pole!
Przecież, ja z nikim nie chcę szukać sprzeczki
I o podróży tej zamilczeć wolę.
(Kłótnie nie warte są i torby sieczki!)
Przeszły dwa lata; na książęcem czole
Chmury tęsknoty... więc w rodzinne strony
Powracał mędrszy — lecz nie uleczony.

Jest-że to dziwem: „Widnokręgi zmienia
Ale nie serce, kto morza przepływa”.
Twarz mu pobladła, oczy pełne cienia —
I — jak był smutny — do kraju przybywa.
Gdy wjeżdżał w miasto pełne świateł, wrzenia,
Flag, godeł — myśl mu błysła niecierpliwa,
Że wkrótce, takież pochodnie, festyny,
Uświetniać mają jego zaślubiny!

Jak pielgrzym, który cień fata-morgany
Ściga w pustyni ruchomemi ślady,
Tak on dopędzał każdej karawany —
I każdej hordy, gdzie żyją nomady,
Szukając lubej... a Hussejna plany,
By go zachęcić do życia biesiady
Przez bajadery — i przez wielkie panie,
Upadły, zachwiać go nie będąc w stanie.