Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

cesarza!... A cóż to, cesarz jest ekonom, abo strach na wróble, żeby go lada kiep widział? Hej! hej! nawędrował ja się niemało po świecie i niemało biedy zgryzł, i skórę własną, jak wąż, odmienił, zanim go oczy moje ujrzały!
— A jakże go oczy wasze ujrzały? mój złoty dziadusiu! — pytał daléj Antek z najwyższém zajęciem, chwytając znowu za kolana starego.
Zapała siekierę poostrzoną na brusiku wsparł i westchnął głęboko.
— Oj! nie bez płot, nie bez płot, moja sieroto! Ujrzały go oczy moje w dymie harmatnim, w ogniu jarzącym, w trzaskawicy śmiertelnéj, kiedy człowiek nie ma czasu wezwać Boga przy skonaniu... Ujrzały go oczy moje w tumanie krwawym, niesionego, jako sokół wiatrem zachodnim, nad pole kłosów dostałych. A nie były to kłosy, jeno ludzkie głowy; a co kulka świśnie po nich, to jakby kosa przeszła, bruzda się ściele i ściernisko trupie...
— A któż tak kosił, dziadusiu?
— Śmierć kosiła, chłopcze.
— A cesarz?
— Cesarz był z nami. A ktoby dotrwał bez niego? Na górze stał w kapocie swojéj szaréj, rękę do oczu przyłożył i rozkazy dawał, i patrzał, jak się Mazury prą na bateryę. Bóg widzi, nie my ją brali, ale to wejrzenie jego. Zrazu-m ci ja nic nie wiedział, który to jest cesarz; bo wkoło sztab się kręcił, cały w złocie, a w piórach, a w szelestach. Aż tu mi pan mój powiada: Wojtek, powiada, to Napolijon. Spojrzę ja, jeno go maluj! Porozlatały się one adjutanty złociste