Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/61

Ta strona została skorygowana.

Hanę rozbroiła pokora męża; zawołała chłopca i dała mu obwarzanek.
— Jak tobie imię? — spytała.
— Michałek.
— Wie?
Uriel stał jak na rozpalonych węglach.
Hana otwarła usta, nabierając tchu do jakiegoś gwałtownego zarzutu, gdy wtém z samego wierzchołka wysoko wyładowanéj bryki spadło ogromne pudło, a z niego posypały się czepce z kwiatami i jaskrawemi wstęgami.
— Herr Got! — krzyknęła Hana, uderzając w obie dłonie, i jednym skokiem rzuciła się na ratunek drogocennych strojów, których przeznaczeniem było przyprawić o zazdrość wszystkie elegantki miejscowe.
Burza chwilowo zażegnaną była; zdawało się, że wszystko ułoży się szczęśliwie.
Hana, zajęta rozpakowaniem swoich rupieci, nie zapytała już o Michałka, którego téż Uriel przezornie usunął jéj z oczu, uśpiwszy wcześnie pod szopą na sianie.
Nazajutrz, w gorączce instalacyi, młoda pani mniéj zważała na plączące się koło domu chłopię, raz nawet zagadnęła je łaskawie, pytając, czy nie głodne.
Uriel spojrzał i znalazł ją w téj chwili piękną prawie.
Wieczorem zakłopotała się Hana o dziecko, gdzie spać będzie?
— Pod szopą.
— W stancyi miejsca dość, na kufrze spaćby mógł.
Uriel zarumienił się mocno.
Noc poprzednia przeszła mu bezsennie. Tonąc