Strona:PL Marks - Pisma pomniejsze 1.pdf/58

Wystąpił problem z korektą tej strony.

czyli innemi słowy, by określić odnośną wartość pracy, poszukuje p. Proudhon miary dla względnej wartości towarów. By tę ostatnią miarę odszukać, nie znajduje nic lepszego nad wystawienie sumy produktów, dostarczonych przez pewną ilość pracy, jako równoznacznika tej ilości pracy — co każe mniemać, że całe społeczeństwo składa się jedynie z robotników, otrzymujących w zarobku swój własny produkt. Powtóre, podaje on jako fakt niewątpliwy, że dnie robocze różnych robotników tą samą posiadają wartość, jednem słowem poszukuje on miary dla odnośnej wartości towarów w tym celu, aby w rezultacie otrzymać jednakowe wynagrodzenie robotników, a równość zarobków zakłada z góry jako już istniejący fakt, aby módz poszukiwać odnośną wartość wytworów. Jaka niezwykła zaiste dyjalektyka.
„Say i jego zwolennicy zauważyli, że, ponieważ praca sama podległą jest oszacowywaniu, jednem słowem jest takim samym, jak wszelki inny, towarem, przeto wytwarza się błędne kółko, skoro postawimy ją za zasadę i najważniejszy czynnik wartości. Ekonomiści ci, z przeproszeniem, dali tem dowód niesłychanego niedbalstwa. Powiadają o pracy, że posiada ona wartość nie jako właściwy towar, lecz odnośnie do wartości, które ich zdaniem praca w sobie potencyjalnie zawiera. Wartość pracy jest to figuryczny sposób wysłowienia; jest to tego samego kalibru fikcyja, jak wytwórczość kapitału. Praca produkuje, kapitał posiada wartość. Za pośrednictwem pewnego rodzaju elipsy powiadamy: wartość pracy.... Praca zupełnie jak wolność.... ze swej istoty jest nieokreśloną i niejasną, jest czerni, co atoli stosownie do przedmiotu przyjmuje pewną określoną formę t. j. co w wytworze staje się rzeczywistością“.
„Ale po co na tem się zatrzymywać? Skoro ekonomista (czytaj p. Proudhon) mięsza nazwy rzeczy, vera rerum vocabula, tem samem przyznaje się. lubo nie powiada, do niemocy i składa broń“ (str. 188).
Widzieliśmy, w jaki sposób p. Proudhon z wartości pracy czyni „najważniejszy czynnik“ wartości wytworów, mianowicie, że dlań płaca, jak zazwyczaj zowią „wartość pracy“, stanowi „zupełną każdej rzeczy wartość“. Oto dlaczego sprawia mu kłopot zarzut Say’a. W towarze-pracy, będącej niezwykłą realnością widzi on jedynie gramatyczną elipsę. Odpowiednio do tego całe obecne, na towarowym charakterze pracy oparte, społeczeństwo zasadza się odtąd na pewnego rodzaju swobodzie poetyckiej, na obrazowem wysłowieniu. Jeżeli społeczeństwo chce „wytępić wszystkie dolegliwości“, pod uciskiem których się ugina, niechaj wytępi źle brzmiące wyrażenia, niech przekształci mowę; w tym celu potrzebuje się jedynie zwrócić o pomoc do Akademii i zażądać nowego wydania słownika. Po wszystkiem, cośmy widzieli, z łatwością pojmiemy, dlaczego p. Proudhon w swem dziele z dziedziny ekonomii politycznej musi tak długo prowadzić rozprawy nad etymologiją i innemi częściami gramatyki. W taki sam sposób uczenie rozprawia on nad starodawnem wyprowadzaniem słowa servus od servare. Te filologiczne rozprawy głębokie posiadają znaczenie, stanowią istotną część proudonowskiego dowodzenia.
Praca, o ile się ona sprzedaje i kupuje, jest towarem, jak wszelki inny, i z tego powodu posiada wartość zamienną. Atoli jak war-