Strona:PL Marks - Pisma pomniejsze 2.djvu/38

Ta strona została przepisana.

wreszcie strzegąc worka, jak oka w głowie, będzie musiała złożyć swą koronę w obce ręce, a miecz, który ją miał bronić, odtąd jako miecz Damoklesa nad głową jej zawiśnie.
Zgromadzenie narodowe było tak niedołężne w załatwieniu ogólno-mieszczańskich interesów, że np. pertraktacyje w sprawie parysko-avignonskiej kolei żelaznej, zaczęte w zimie 1850-go roku, nie były jeszcze ostatecznie ukończone 2 grudnia 1851. Poza obrębem ucisku, reakcyi, było ono dotknięte nieuleczalną bezpłodnością.
Ministeryjum Bonapartego wzięło na się po części inicyjatywę praw w duchu partyi porządku, po części zaś prześcigało ją w surowości, kiedy chodziło o wykonanie ustaw. Bonaparte tymczasem starał się za pomocą naiwno - bzdurnych wniosków zyskać popularność, zamanifestować swą odrębność względem parlamentu i wskazać na tajemniczą zasłonę, kryjącą skarby, — ukazaniu których przed oczami narodu francuskiego stały na przeszkodzie nieprzyjazne okoliczności. Do rzędu wspomnianych wyżej wniosków należały: projekt podwyższenia podoficerom dziennej płacy o 4 sous i wniosek założenia honorowej kasy pożyczkowej dla robotników. Rozdawać pieniądze jedną ręką, drugą zaś ściągać, oto była perspektywa, za pomocą której spodziewał się zjednać sobie masy. Na obdarowywaniu z jednej strony, na ściąganiu podatków z drugiej polega cała wiedza finansowa motłochu zarówno pańskiego, jak i pospolitego. Oto były główne sprężyny, które poruszał Bonaparte. Żaden chyba z pretendentów nie spekulował w sposób bardziej płaski na głupotę tłumów.
Zgromadzenie narodowe niejednokrotnie oburzało się, patrząc na te oczywiste próby zdobycia sobie popularności kosztem parlamentu; spodziewać się można było, że awanturnik, którego popychały naprzód długi, a nie wstrzymywała żadna uzyskana sława, — odważy się na krok rozpaczliwy. Wrogi rozdział między partyją porządku i prezydentem począł przybierać nawet groźny charakter, gdy nagle niespodziany wypadek rzucił go znowu skruszonego w jej objęcia. Mamy tu na myśli uzupełniające wybory z 10 marca 1850. Wybory te miały na celu obsadzić miejsca w Izbie, opróżnione po 13-tym czerwca wskutek uwięzień i banicyj. W Paryżu z urny wyborczej wyszli sami socyjalno-demokratyczni kandydaci. Największa ilość głosów padła na rewolucyjonistę z dni czerwcowych 1848, Deflotte. W ten sposób zemściło sprzymierzone z proletaryjatem małomieszczaństwo porażkę swą z 13 czerwca 1849. Znikało ono napozór w chwili niebezpieczeństwa z placu boju, żeby w stosownej chwili wystąpić z większą siłą, z silniejszym okrzykiem bojowym. Jedna okoliczność zwłaszcza zdawała się zwiększać niebezpieczeństwo tego zwycięztwa, odniesionego pr y wyborach. W Paryżu głosowała armija za Deflotte przeciwko Lahitte, ministrowi Bonapartego, w departamentach zaś po większej części za Montagnardami, którzy i tu — wprawdzie nie tak stanowczo, jak w Paryżu — wzięli górę nad swymi przeciwnikami.
Bonaparte ujrzał się nagle znowu wobec rewolucyi. I powtórzyła się dawna komedyja: zarówno jak dawniej 29 stycznia 1849, 13-go czerwca 1849 roku, tak i teraz ukrył się za plecami partyi porządku. Kłaniał się uniżenie, przepraszał pokornie, oświadczając, że gotów jest utworzyć na rozkaz większości Izby ministeryjum