Droga twoja, słonko, równa jak pierścionek...
Cicho w morzu tonie kończący się dzionek,
Nie znasz łez tęsknoty, nadziei uśmiechu,
Zachodzisz bez żalu, wschodzisz bez pośpiechu.
Ja znam błędne blaski i zaćmienia ducha...
Wiem, że dziś, to odłam przeszłości łańcucha,
Wiem, że jutro wstanie z ścisłością straszliwą,
Wczorajszego siewu, niosąc krwawe żniwo...
Więc drżę i na zachód oczy zwracam z trwogą,
I pytam — gdzie idą, czy cienie przemogą
Gasnące te blaski? czy wskrzesną o świcie?
I pragnę ust tchnieniem utrzymać ich życie...
Nie bywasz ty, słonko, w ponurej ciemnicy,
Gdzie nędzny skazaniec zamiera z tęsknicy;
Nie bywasz, słoneczko, w poddaszu ubogiem,
Gdzie ściany wilgotne kostnieją za progiem...
Nie widzisz ty nigdy zbrodni, skrytej w cieniu,
Nie wiesz, co bezsenna noc mówi sumieniu,
I ledwo promyczek pierwszych brzasków blady
Zasłyszy żądz mętnych płomienne narady.
Nie widzisz, ty słonko, z wysokiego nieba,
Jak się sen przedaje za kawałek chleba,
Strona:PL Marya Konopnicka-Poezye w nowym układzie V Z mojej księgi 075.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.