Strona:PL Molier - Mieszczanin szlachcicem.pdf/24

Ta strona została uwierzytelniona.

żeście mnie nie uczyli!« Byłoby zgoła coś rozdzierającego w tym wykrzykniku starego człowieka, który zapłonął namiętnością wiedzy wówczas, kiedy już na to zapóźno, gdybyśmy nie wiedzieli, że, jak wspomniałem, temu parwenjuszowi nie o rzecz idzie, lecz o blichtr. P. Jourdain dostaje się w ręce nauczycieli; sceny te wypełniają dwa pierwsze akty, stanowiąc, same dla siebie, nieśmiertelną całość. Mamy tu żywy obraz tego, co tak cechowało ową dawną uczoność, co przywdziewało się wraz z czarną suknią i czapką bakałarską: pedantyzm; ten sam, z którego kreśli wzorki już Rabelais, któremu Montaigne poświęca soczyste rozdziały [1] w swoich Próbach. Wiedza, opancerzona jeszcze scholastycznemi formułami, łaciną, stanowiąca monopol biretu, była aż nazbyt często maczugą w ręku głupców, stanowiła własność cechu. Lekarz ówczesny, umiejąc, w gruncie, dwie rzeczy: t. j. puszczać krew i dawać na przeczyszczenie, przybierał miny człowieka, który wydarł przyrodzie wszystkie tajemnice i kieruje nią dowoli: posłuchajmy lekarzy Molierowskich i ich straszliwego żargonu! Toż samo i reprezentanci innych gałęzi wiedzy mieli swój żargon, wikłając rzeczy proste, zaciemniając jasne.

Temu pedantyzmowi na wszystkich polach wydał Molier niestrudzoną walkę: trzeźwy, jasny jego umysł wszędzie występuje jako rzecznik zdrowego rozsądku [2].

  1. Księga I, O bakałarstwie, o wychowaniu dzieci.
  2. Wspomniałem już na innem miejscu, mówiąc o Montaigne’u, iż walka ta nie była czczą igraszką wesołka. Wszak w r. 1624, czyli prawie współcześnie z Molierem, »trybunał paryski wyświecił ze swego okręgu trzech ludzi, którzy chcieli podtrzymywać publicznie tezy przeciw nauce Arystotelesa zabronił