Pierwszy lokaj. Jaśnie panie?
Pan Jourdain. Drugi lokaj!
Drugi lokaj. Jaśnie panie?
Pan Jourdain zdejmując szlafrok. Trzymajcie. (Do nauczyciela muzyki i nauczyciela tańca) Dobrze tak?
Nauczyciel tańca. Wybornie, nie można lepiej.
Pan Jourdain. Pokażcież swoje sztuczki.
Nauczyciel muzyki. Chciałem przedtem, abyś pan usłyszał jedną aryjkę, ułożoną (wskazując ucznia) do serenady którą pan był łaskaw zamówić. To jeden z moich uczniów, obdarzony wielkim talentem do rzeczy tego rodzaju.
Pan Jourdain. Dobrze, ale nie trzeba było brać ucznia [1]; mogłeś pan sam sobie zadać tę fatygę.
Nauczyciel muzyki. Nie trzeba, szanowny panie, fałszywie sobie tłumaczyć nazwy uczeń. Tego rodzaju uczniowie nie ustępują największym mistrzom; co zaś do aryjki, jest poprostu zachwycająca. Niech pan posłucha.
Pan Jourdain do lokai. Dajcie szlafrok, lepiej mi będzie słuchać... Czekajcie, nie; zdaje mi się, lepiej będzie bez szlafroka. Nie, dawajcie zresztą, tak będzie lepiej.
Śpiewaczka.
Dzień i noc, wzdycham, Iris [2], długie lata,
Pod twojej chatki zbyt nieczułym progiem;
Jeśli to ma być miłości zapłata,
Cóżbyś uczynić mogła ze swym wrogiem?
Pan Jourdain. Piosenka coś trochę smutna; to mnie usypia; wolałbym, żebyście ją przypieprzyli tu i ówdzie trochę.