Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/119

Ta strona została przepisana.

bliższych łąk, stojącą wśród szczęśliwych ludzi na wzniesieniu, na którem ongi stała nędzna karykatura domu, raczej jaskinia, w której kobiety i mężczyźni żyli natłoczeni wśród brudu jak śledzie w beczce, i żyli tak, że mogli swój stan znosić jedynie wskutek wyzucia się człowieczeństwa — stojącą, powtarzam, i wyrzucającą straszne słowa groźby oraz lamentu, wychodzących z jej miłych i pięknych ust, nieświadomych właściwego znaczenia tych słów; stojącą i śpiewającą naprzykład Hood’a „Śpiew o koszuli“, jakkolwiek zgoła nie rozumie, o co tam chodzi — bo to tradycya, która stała się wprost niezrozumiała zarówno dla niej, jak i dla jej słuchaczy.
— Istotnie, — zauważyłem — trudno mi wyobrazić to sobie.
Wpatrywałem się w jego błyszczące oczy, w to życie promieniejące z jego twarzy, i dziwiło mnie, że w tym wieku myślał jeszcze o szczęściu świata, albo o czemkolwiekbądź wogóle zamiast o najbliższym obiedzie.
— Powiedz mi szczegółowo — rzekłem — co teraz leży na wschód od Bloomsbury?
Na to on rzekł:
— Jest zaledwie kilka domów między tą a zewnętrzną częścią starego miasta; ale w mieście mamy gęsto mieszkającą ludność. Wasi praojcowie w czasie pierwszego burzenia złych domów nie śpieszyli się wcale z burzeniem domów w tej części