Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/237

Ta strona została przepisana.

go ramionami za szyję i ucałowawszy serdecznie rzekła:
— Jesteś kochanym staruszkiem i możesz sobie żartować ze mnie ile ci się podoba; niezadługo zobaczymy się znowu; tymczasem bądź pewny, że postaramy się, aby nasz gość był szczęśliwym; jakkolwiek jest nieco prawdy w tem, co powiedziałeś.
Pożegnałem się znowu, poczem opuściliśmy halę, weszliśmy w podsienia, a potem na ulicę, gdzie już siwek czekał na nas w zaprzęgu. Zaopiekowano się nim dobrze, bo jakieś małe, zapewnię siedmioletnie chłopię, trzymało je za lejce i patrzyło mu uroczyście w oczy; na grzbiecie siedziało czternastoletnie dziewczątko, trzymające przed sobą trzyletnią siostrzyczkę, podczas gdy poza nią uczepiła się dziewczyna może o rok od chłopca starsza. Cała trójka była częściowo zajęta jedzeniem czereśni, a częściowo głaskaniem i biciem piąstkami siwka, który uprzejmie przyjmował ich karesy, ale zaczął strzydz uszami na widok Ryszarda. Dziewczynki zlazły spokojnie, a podchodząc do Klary, zaczęły znowu łasić się do niej. Wsiedliśmy do wózka, Dick pociągnął za lejce i ruszyliśmy w drogę, a siwek kłusował sobie wesoło wśród pięknych drzew londyńskich ulic, napełniająch chłodne powietrze wieczorne przepyszną wonią; słońce miało się właśnie ku zachodowi.
Nie mogliśmy jechać cały czas inaczej, jak